My, maszkary z piekła rodem

Napisali o nas

My, maszkary z piekła rodem

Źródło: dzienniknowy

Kolejna wyprawa kolędnicza Teatru Wirtualnego PIŁA. Gdy rok temu kończyli wyprawę kolędniczą od razu posypały się pytania, czy będzie kolejna? W ostatniej chwili nie było to pewne, plaga problemów zdrowotnych w teatrze stawiała wszystko pod znakiem zapytania. Wtedy pojawiło się zaproszenie. Do Skórki. Obecność kolędników miała być prezentem, na uzdrowienie. Bo przecież - jak mówi tradycja - to wizyta kolędników sprawia, że powstrzymany zostaje koniec świata. To zmobilizowało wszystkich w Teatrze Wirtualnym. Takiemu zaproszeniu się nie odmawia. Wyruszyli 29 grudnia. Ewelina Wyrzykowska, kierownik i reżyser Teatru Wirtualnego: - Już na dworcu autobusowym wzbudziliśmy sensację; żartowano, że kukły też powinny wykupić sobie bilety, wysiadamy w ciemności, lecz pilotująca nas Honorata pewnie prowadzi nas do celu. Opowiada po drodze, w którym domu możemy się spodziewać dobrego przyjęcie, a który raczej nie przyjmie nas gościnnie. Powoli napięcie rośnie, nie byliśmy nigdy w takiej sytuacji, czy jej sprostamy? Na smutki, na niepewność, na życie najlepszą receptą jest w teatrze pieśń, więc zaczyna się nucenie, a potem coraz pewniej razem z nami w ciemności wędruje pieśń. I z mocnymi głosami wchodzimy w światła domu. ,,My, maszkary z piekła rodem, nachodzimy was z Herodem...” Gospodyni zaprasza nas do środka, wchodząc otrzepujemy buty, ale nie przestajemy śpiewać. Dźwięk wyprzedza nas w zakamarkach domu i wchodzimy tłocząc się do pokoju chorego - Diabeł razem z Aniołem i Maryjka pod ramię z Herodem. Starszy pan uśmiecha się ciepło do nas, mimo że widać w jak złej jest kondycji. Na wszelki wypadek, żeby odegnać „złe”, śpiewamy ,,...nic się tutaj wam nie stanie, bo przychylne wam śpiewanie...”, potem kolejna stara kolęda i jeszcze jedna. Nie chcemy jednak męczyć chorego, a gospodyni zaprasza na herbatę, stają więc Wołek i Pasterz koło pieca, a my siadamy do stołu. Wtedy widzimy ocierane ukradkiem oczy. Gospodyni mówi, że takich kolędników jeszcze nie spotkała, mimo że sporo ich w życiu widziała. Zaczyna opowiadać o śpiewaniu kolęd w domu na Wołyniu, sama - zachęcona przez domowników, śpiewa ulubioną kolędę swego ojca. Niezwykła chwila trwa dalej - słyszymy znajome tony bardzo starej kolędy, przyłączamy się do śpiewu. Potem syn gospodyni dołącza się do opowieści. Widząc nasze zainteresowanie etnograficzne, wskazuje domy w których możemy spotkać ludzi pamiętających stare pieśni. Ten nieoczekiwany współudział w naszych poszukiwaniach jest poruszający. Takich chwil będzie jeszcze klika tego wieczoru. Nim odejdziemy, pytamy o zgodę na wspólną fotografię. Sprawiamy tym pytaniem przyjemność gospodarzom. Żegnamy gościnny dom kolędą o gwieździe, co nad Betlejem świeciła. Wędrujemy dalej, już bez uprzedzenia śpiewem anonsujemy swą obecność przy kolejnych domach. Na ogół jesteśmy chętnie słuchani, bywamy też obdarowywani nie tylko dobrym słowem.